Tęsknię. Brakuje mi Jego smaku, naszych spotkań sam na sam w kaplicy adoracji na gdańskiej Zaspie, ciszy przeszywającej serce zaraz po słowach „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata….” Tęsknię za zimną posadzką kościoła, za niewygodnym klęcznikiem w konfesjonale… Tęsknię za białym opłatkiem, w którym jest Bóg.
Wielki Post trwa. I mimo, że zaczął się niepozornie i po cichu i pewnie dla większości osób na tym świecie niepostrzeżenie, to teraz wszyscy już go mamy. Niezależnie od tego, czy wierzymy w Boga, czy nie wierzymy. Niezależnie od tego, czy chodzimy do kościoła, czy nie chodzimy – pościmy. Pościmy nawet mimo woli i często mimo własnej zgody…
Zamknięci w mieszkaniach, jak w klatkach pościmy od miłych rozmów ze znajomymi w pracy przy ekspresie do kawy, od zakupów i kolekcji wiosennej, od spacerów w parku, od obiadów u babci, od wypadów za miasto, od wolności wyboru, od świętego spokoju… Odosobnieni, zupełnie sami, lub wręcz odwrotnie – zamknięci z dziećmi, mężem/żoną na kilku metrach kwadratowych, stawiani ciągle pod ścianą lęku. Przyparci do muru braku bezpieczeństwa.
Ja osobiście właśnie zmuszona jestem do postu od Eucharystii (tak, wiem, że można online i w telewizji… ale dla mnie to jednak spora różnica), co mnie boli najbardziej… Pisałam z resztą już o tęsknocie za Jezusem eucharystycznym w poprzednim wpisie „Miły mój jest mój, a ja jestem jego” – co ciekawe opisałam w nim już w lipcu dokładnie to samo, co przeżywam teraz.
Tegoroczny Wielki Post stał się dla nas kwarantanną… a kwarantanna – Wielkim Postem. A wiecie, że kwarantanna oznacza 40 dni? Jak znalazłam w Wikipedii: z łac. quarantena, wł. quaranta giorni, czyli 40 dni. „Nazwa pochodzi od trwającego do 40 dni okresu, podczas którego przybysze do Republiki Raguzy byli oddzielani od mieszkańców.”
Tyle samo, co trwa Wielki Post – z resztą nie tylko… 40 dni trwał potop, na który Noe budował arkę, post Mojżesza oraz post i wędrówka Eliasza aż do góry Horeb. 40 dni Ezechiel cierpiał za przewinienia Judy (Ez 4,6). I o 40 dniach mówił Jonasz, nawołując do nawrócenia Niniwę: „Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona” (Jo 3,4). Dlatego, kiedy odkryłam, że „kwarantanna” to w samej swej istocie 40 dni nabrałam przekonania, że jest w tym wszystkim Boży plan. Bóg przecież nawet z najcięższych i najtrudniejszych sytuacji, wyprowadza dobro. Potwierdzał to wielokrotnie w moim życiu. Policzyłam – kwarantanna narodowa w Polsce rozpoczęła się 12 marca, a 40 dni później wypada… Niedziela Miłosierdzia Bożego. Nie, nie chodzi tu o magiczne myślenie, tylko o to, że jeśli na końcu tej naszej drogi, trwającej tyle samo, co wielokrotnie Bóg wcześniej wyznaczał dla nawrócenia, przemiany, dotarcia do ludzi… widnieje święto, o którym sam Jezus mówił świętej Faustynie, że będzie to dzień otwarcia nieba, to wierzę, że jest w tym jakiś Boży plan. I wierzę, że ta kwarantanna przyniesie więcej dobra, niż tylko spowolnienie epidemii koronawirusa – więcej dobra, niż nam się wydaje.
Nie wiem ile czasu rzeczywiście potrwa nasza kwarantanna – może będzie to 40 dni, a może 120? Nie wiem… Ale wierzę, że po tych 40 dniach nastąpi jakiś przełom…Przełom, jeśli nie w leczeniu koronawirusa, to w naszych sercach. Modlę się o to.
Zostaliśmy wszyscy zaproszeni na naprawdę wielki Wielki Post – wykorzystajmy dobrze ten czas. To od nas zależy, czy spędzimy go na oglądaniu Netflixa, czy przejściu ze śmierci do życia…
O tym, jaka jest moja droga – z lęku do miłości – napiszę w osobnym wpisie.
A jak Wy ten czas spędzacie?